12.10.18
Cześć,
Jak to jest z tą całą akceptacją? Co należy zrobić żeby polubić samego siebie? Dlaczego w innych ludziach dostrzegamy tyle zalet, a w sobie nic, tylko wady? To chyba oni nas niszczą. Każdy powinien być równy, powinien lecz nie jest. Ile osób cierpi z powodu hejtu? Z powodu społeczeństwa, które dąży do ideału. Setki? Tysiące? Miliony? Właśnie to uświadamia nam, że tak naprawdę nikt nie jest taki sam, nie na tym samym poziomie. Pokazuje nasze negatywne cechy, których tak bardzo pragniemy się pozbyć. Schudnąć/przytyć, przefarbować/ściąć włosy, zrobić doczepy? Nałożyć okulary, kupić soczewki? Ale halo, zawsze znajdzie się coś do poprawy. Nigdy nie będzie tak jakbyśmy tego chcieli. To boli... Naprawdę, boli. Jak to zwalczyć? Czy jak schudnę będę dumna z tego jak wyglądam?
Wczoraj wieczorem wrócił mój tata z całą reklamówką słodyczy, nie musicie pytać jak to się skończyło. W pewnym momencie wyczułam jakby umiar, ale i tak przesadziłam.
Potem pół nocy ćwiczyłam- ponad 1000 pajacyków, mnóstwo przysiadów i pare brzuszków. Koszmar ale poczułam się po tym troszkę lepiej. Miałam wam o tym nie pisać, ale kogo chcę oszukać?
Dziś znów nie było lepiej- miałam idealnie wszystko wyliczone, jednak pojechałam z rodzicami na miasto, pozałatwiać parę spraw, skończyło się w kebabie. NIE, nie zjadłam go, wzięłam niby sałatkę. Bez sosu. Ale mam ogromne wyrzuty sumienia, bo zjadłam z niej trochę fety i kurczaka... nie dużo, pilnowałam się, skupiłam na pomidorach, ogórkach i sałacie. Jednak czuję, że przekroczyłam. Miało być 100, liczę tak od 200-300 kalorii, nie wiem dokładnie. Jutro niestety idziemy razem na kolacje- już zaplanowałam sobie sałateczke, poszukam jak najmniej kaloryczną...
Dziś w sumie zjadłam:
- 2 wafle gryczane sól morska i chia (łącznie 35kcal)
- sałatka (kapusta pekińska, ogórek, pomidor, kilka kostek fety, kilka kawałków kurczaka)
- a i wzięłam 5 frytek, rodzice mi zamówili porcję, musiałam ruszyć żeby nie było (są policzone już w kcal)
Z dobrych wieści kupiłam dziś przecudowny płaszczyk, przymierzałam na początku M, babeczka do mnie podbiegła i z uśmiechem ,,Taka szczuplutka, topisz się w nim, weź najmniejszy'' i uwaga! Wyszłam ze sklepu z płaszczykiem rozmiaru XS, gdzie zawsze wszystkie kurtki, bluzy i kardigany miałam M-L.
Obiecuje wam, dziś nie dam przejąć nad sobą kontroli! Dziś niczego nie tknę. Jutro zjem tylko sałatkę. Jeszcze nie jestem pewna, ale chyba od poniedziałku zaczynam baletnicę. Tak.
Buzi
XYZ
Tak, to wspaniałe uczucie kupować w rozmiarze xs... 😊😊😊 rozmarzyłam się...
OdpowiedzUsuńXS??? :O Zazdroszczę. Ja ostatnio przytyłam do XL/XXL...
OdpowiedzUsuńŚwietnie ci idzie. Nie miej wyrzutów sumienia z powodu sałatki. mogłaś nawet więcej kurczaka zjeść. Mięso jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. W końcu to główne źródło białka :) A to że wpadło przy okazji kilka kawałów fety to też nic złego. Tym bardziej, że ćwiczyłaś później. Pozwól sobie czasem (oczywiście nie za często) na taką odrobinę "szaleństwa" bez wyrzutów sumienia ;)
Walcz dalej, byle z uśmiechem na twarzy! Pozdrawiam :*